czwartek, 26 kwietnia 2018

Nepal 2017 - 2 listopada (Namcze Bazar, Tengboche, Deboche)

Noc niezła - jeden piesek nieśmiało zaszczekał, poza tym cisza. Rano w pokoju 6 stopni. Pobudka o szóstej, śniadanie i wymarsz po ósmej. Tym razem pięknie wyeksponowany Mount Everest i Lhotse (znacznie mniej chmur niż dnia poprzedniego). Na trasie jeden postój na herbatkę z ładnym widoczkiem  na okolicę, lunch przy moście nad rzeką (też ładnie). W czasie drogi słońce grzało cudnie, więc przy podchodzeniu rozbieraliśmy się do koszulek z krótkim rękawem. 
Trasa 9,8 km do klasztoru w Tengboche (3860 m n.p.m.) zajęła nam siedem i pół godziny (podejścia 849 m, zejścia 499 m). Nie załapaliśmy się na nocleg w pobliżu monastyru ale wzięliśmy udział w odprawianej po południu pudży. Do klasztoru weszło bardzo wielu turystów (buty należało zostawić przed wejściem) i wszyscy byli mile widziani. Niestety nie można było robić zdjęć ani filmować. Mnisi w odświętnych szatach kontemplowali na przygotowanych siedziskach popijając i jedząc specjalnie serwowane pokarmy. Mogliśmy obserwować buddyjską liturgię opartą na śpiewanych medytacjach co jakiś czas przerywanych grą na wielu ciekawych instrumentach. Wytrwaliśmy około półtorej godziny załapując się na poczęstunek - pod koniec mnisi zwyczajowo częstują wszystkich gości. Dostałam ciasteczko. Pudża jest tak barwna i egzotyczna, zupełnie nie przystaje do naszego wyobrażenia liturgii, tak że gorąco zachęcam do zobaczenia tej uroczystości, bo to naprawdę rzadka okazja dotknięcia całkiem innej kultury.
Na nocleg musieliśmy podejść kawałek do Deboche (3820 m n.p.m.), do trasy dodaliśmy więc jeszcze 870 metrów, w tym niestety 113 m zejścia. Z ciekawostek: minęliśmy ładną lodżę Rivendell. Nasza była nieco dalej, niezłe pokoje, toalety na korytarzu, prysznic za 500 rupi (ujdzie), 1 litr gorącej wody 200 rupi, duża jadalnia z super grzejącym piecykiem na środku. Czułam się świetnie i apetyt mi dopisywał, reszta grupy też chyba aklimatyzowała się dobrze, nie zauważyłam, żeby ktoś szczególnie cierpiał. Miałam wrażenie, że osoba z dolegliwościami dnia poprzedniego jakoś sobie radziła, a że dzieliła pokój z liderem grupy więc byliśmy spokojni. Wieczorem w pokoju 4 stopnie.