6 sierpnia rozpoczęliśmy pięciodniową wędrówkę po Dolomitach szlakiem Alta Via II. Po spakowaniu namiotu wraz z całym dobytkiem samochód zostawiliśmy na niestrzeżonym parkingu w pobliżu jeziora Fedaia (stało tam już trochę aut co działało na nas uspakajająco). Przez Grzbiet Padon dość monotonnym marszem dotarliśmy do Passo Pordoi (2239 m n.p.m.) gdzie czekało na nas 600 metrów najbardziej nieprzyjemnego podejścia w Dolomitach - rozległe piarżysko zmieszane z gliniastą ziemią. Wlekłam się noga za nogą łakomie spoglądając na kolejkę, która wywoziła na górę w kilka minut. Nieśmiało zagadnęłam męża w sprawie ewentualnego ułatwienia, ale niestety okazało się, że nasza trasa NIE przewiduje wjazdów kolejkami. Cichutko przeklinając pod nosem (bardzo cichutko) doczłapałam do Forcella Pordoi (2849 m n.p.m.) i naprawdę chciałam już zakończyć ten dzień. Na przełęczy natknęliśmy się na panią zamiatającą obejście wokół niewielkiego schroniska, która po krótkiej wymianie zdań zagadnęła po polsku. Bardzo namawiała nas na nocleg obiecując syte śniadanie i otwarcie krytykując wyżywienie w naszym schronisku docelowym na ten dzień - Rif. Boe. Ja się wahałam, ale mąż twardo radził trzymać się planu. Tak więc w niecałą godzinę szlakiem wśród kamiennej pustyni dotarliśmy do schroniska na wysokości 2871 m n.p.m. Spory budynek otoczony górami, turystów zostających na noc nie było wielu, więc cały pokój z sześcioma łóżkami był tylko dla nas. Jedzenie faktycznie kiepskie, ale na początku trasy mieliśmy jeszcze coś do wyciągnięcia z plecaków. Pierwszy dzień był za nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz