Dzień wstawał ciepły i słoneczny. Na śniadanie zjedliśmy ostatnie produkty i po spakowaniu o godzinie 9 opuściliśmy hotel. Nasz przewodnik zaproponował spędzenie ostatniego przedpołudnia w Muzeum Getty’ego w Los Angeles. Otwarte w 1997 składa się z sześciu budynków otoczonych wspaniałymi ogrodami. Z tarasów roztaczają się niezwykłe widoki na góry Santa Monica, wieżowce w centrum Los Angeles, autostradę do San Diego. Wejście do muzeum jest bezpłatne, tylko chyba trzeba zrobić rezerwację przez internet (chodzi prawdopodobnie o szacunkową ilość zwiedzających). Do końca nie jestem pewna, bo przewodnik wysadził nas na parkingu i ogłosił "załatwienie" wejścia. Kiedy jednak stawiliśmy się na bramkach pilnujący prosili o pokazanie rezerwacji. Wszyscy wchodzący pokazywali coś na komórkach i raczej nie były to certyfikaty szczepień. Nasz przewodnik już sobie pojechał i nie bardzo było wiadomo, na czym polegało "załatwienie". Szczęśliwie obsługa ulitowała się nad grupą splątanych turystów, machnęli ręką na rezerwacje i nas wpuścili. Po kontroli bagażu udaliśmy się na niewielki peron by kolejką podjechać na szczyt wzniesienia do właściwego budynku.
Kompleks jest naprawdę spory i można tu spędzić cały dzień. My mieliśmy czas tylko na fragmenty ekspozycji. Zbiory jak na prywatną kolekcję przebogate: antyki, sztuka dekoracyjna, malarstwo, rzeźba, rysunki, fotografie czy iluminowane manuskrypty. Muzeum jest wyposażone w skomplikowany system filtrów powietrza i klimatyzację, dzięki czemu panuje w nim stała temperatura (22°C) i odpowiednia wilgotność (52%). Widoki Los Angeles z tarasów moim zdaniem lepsze niż z obserwatorium Griffitha. Na terenie muzeum są też punkty z napojami i bistro wydające ciepłe dania. Spacer po ogrodach bardzo przyjemny. Szybko minęły te przedpołudniowe godziny i czas był najwyższy jechać na lotnisko.
Ruch do lotniska spory ale bez przesady. Po pożegnaniu naszego kierowcy - przewodnika potoczyliśmy bagaże w kierunku terminala. Cała odprawa na lotnisku LA bez komplikacji. Czas pozwolił na zjedzenie lunchu i zakupy ostatnich souvenirów dla bliskich. Samolot z niewielkim opóźnieniem wyleciał do Amsterdamu. W Krakowie następnego dnia zjawiliśmy się o czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz