Na niedzielę zaplanowaliśmy najwyższe wyzwanie spośród rozważanych przed wyjazdem szczytów - Creta di Collina (Kollinkofel) 2692 m n.p.m. Autem podjechaliśmy na wysokogórską Przełęcz Plöcken (Passo di Monte Croce Carnico) w paśmie górskim Alp Karnickich, na granicy austriackiego stanu Karyntia. Wystartowaliśmy z wysokości 1340 m n.p.m. ale i tak do zrobienia było prawie 1400 m przewyższenia. Około 10 kilometrowa trasa zajęła nam osiem godzin. Początek to łatwa droga górska wijąca się w pobliżu fortyfikacji z czasów pierwszej wojny światowej i jak to w tej części Alp wszystkie mijane szczyty o tej porze przykrywały niskie chmury. Zero widoków więc nie zrobiliśmy ani jednej fotki. Nie pamiętam dokładnie, ale gdzieś na wysokości 2000 m n.p.m., po przejściu 3-4 kilometrów chmury zaczęły ustępować, pokazało się słońce a wraz z nim ścianki usiane łańcuchami. Zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek, kije trzeba było schować i rozpoczęła się ciekawa dla nas wspinaczka nad całkiem groźnie wyglądającymi urwiskami. Było dość emocjonująco, ale trzeba przyznać, że cała trasa jest prawidłowo zaasekurowana więc można czuć się bezpiecznie. Trochę pogubiliśmy się w pobliżu szczytu, bo oczywiście na szlaku zostaliśmy już sami i jakoś tak skręciliśmy nie w tę stronę, krzyż na szczycie był tuż, tuż, dzieliła nas jednak przepaść. Robiło się późno i nerwowo, ale w końcu ukazała się właściwa ścieżka i nareszcie mogliśmy w pięknym słońcu objąć krzyż na wierzchołku naszej góry. Szczyt Kollinkofel niewielki, w sam raz na zjedzenie lunchu dla dwóch osób. Cudna panorama była nagrodą o tyle niespodziewaną, że w pierwszej, mglistej połowie dnia traciliśmy nadzieję na jakiekolwiek widoki, bo marudna aura trzymała tego dnia wyjątkowo długo. Był to wcale wymagający trekking i bardzo się cieszyłam, że czekało na nas wcześniej przygotowane ratatui, a nam pozostało jedynie otworzyć butelkę wina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz