To już będzie ostatnie wspomnienie tego lata. Obiecałam sobie napisać kilka słów o naszych doświadczeniach z wypożyczeniem samochodu bo może komuś przydadzą się te informacje. Postanowiłam skorzystać po raz drugi z firmy Autoway Polska, bo chociaż miejscowych wypożyczalni jest bez liku, to nasz hotel stał na odludziu i miałam obawy co do otaczającej infrastruktury. Poprzednio wynajmowałam od nich samochód na Rodos i zagrało bez zarzutu. Na stronie internetowej znalazłam odpowiedni w góry Suzuki Jimny 4x4, z brezentowym nakładanym dachem i z klimatyzacją. Zamówienie przez internet, potwierdzenie wybranego modelu i terminu przyszło szybko, zaliczka i mamy auto. Na miejscu okazało się, ze wybrany termin idealnie pokrył się z dobrą pogodą na trekking. Wieczorem, dzień przed planowanym dostarczeniem samochodu, odebraliśmy telefon, że właściwie auto może być już podstawione do hotelu. Niestety, nie zapaliła mi się żadna lampka w głowie. Kilkakrotnie pożyczaliśmy auta z różnych firm i zawsze przekazanie odbywało się w ten sam sposób - najpierw spotkanie w recepcji, podpisanie papierów, przekazanie pieniędzy, potem wspólne oglądanie auta i odebranie kluczy. Tak więc bez żadnych obaw czekaliśmy w hotelowej recepcji. Miejscowy Grek okazał się opalonym Czechem. Miał na imię Mirek. W połączeniu z obsługą hotelu (czytaj wcześniejszy post) zaczęłam obawiać się czeskiej okupacji na Krecie. Mirek prowadzi firmę Prima Rent a Car i to z nią Autoway współpracowało. Podpisaliśmy umowę na wybrany samochód i wręczyliśmy pieniądze. Mirek zaproponował obejrzenie auta. Już idąc do samochodu zagadnął, że chce nam pokazać jak się ściąga dach. Na pytanie po co, bąknął, że przy braku klimatyzacji może się przydać (!!!) Na uwagę, że przed chwilą podpisaliśmy i zapłaciliśmy za auto z klimatyzacją nie zrażony stwierdził, że wybrany model będzie miał dopiero następnego dnia wieczorem. Było ciemno, więc nie widzieliśmy detali samochodu. Rano już było jasne, dlaczego dostaliśmy auto w nocy. Na widok pojazdu naprawdę opadły nam szczęki - myślę, że został znaleziony na złomowisku. Brezentowy dach miał dziury wielkości piłki siatkowej, od środka porośnięty był grzybem, mocowania nigdzie nie trzymały, więc niczego nie można było zostawić w samochodzie. Ale prawdziwa jazda bez trzymanki zaczęła się po odpaleniu auta. Przy odgłosach agonii silnika oczywiście okazało się, że trzeba szybko zatankować, bo nie dojedziemy do najbliższego sklepu (to chyba nowa, czeska tradycja - zwykle na starcie paliwa jest około połowy baku). Droga do sklepu była prawdziwym koszmarem: samochód kompletnie nie trzymał się drogi, dachu nie można było rozłożyć, bo dziury wprawiały go w duże wibracje, więc jechaliśmy w palącym słońcu, przy jakiejkowiek prędkości powyżej 50 km na godzinę odgłosy silnika zwiastowały rychłą katastrofę. Byliśmy naprawdę przerażeni, bo zrobiliśmy 10 km a następnego dnia mieliśmy do pokonania około 150. Wykonałam telefon do przedstawicieli Autoway w Polsce i szybko dostałam obietnicę, że wieczorem otrzymamy wybrany model. Jakoż wieczorem grecki Czech z rozbrajającym uśmiechem dostarczył nam osobowe auto, model sportowy z niskim zawieszeniem (!) i powiedział, że będzie dobrze. Przestał się uśmiechać, kiedy dowiedział się, że rano jedziemy w góry do płaskowyżu Nida. Sytuacja była patowa. Terminu trekkingu nie chciałam przekładać ze względu na prognozę pogody. Jedyne co miał do zaproponowania, to wymianę aut o 6 rano na stacji benzynowej koło Heraklionu. Tak więc byliśmy zmuszeni jechać tym złomem około 100 km z prędkością 100 km na godzinę. Wierzcie mi, nie chcecie wiedzieć, w jakim stanie dojechałam na miejsce spotkania. Była to kreteńsko-czeska wersja teksańskiej masakry piłą mechaniczną (no może trochę przesadziłam ale tylko trochę). Zamówione auto okazało się tylko nieco lepsze - dziury w dachu były mniejsze, więc można go było rozłożyć i pojazd nie wibrował, była klimatyzacja i trochę lepiej samochód trzymał się drogi ale stan ogólny był żałosny. Zrealizowaliśmy naszą górską wycieczkę, po powrocie jednak obiecaliśmy sobie nie wsiadać do auta, chociaż był opłacony jeszcze jeden dzień.
Napisałam ten post głównie dlatego, że już dawno w naszych wyjazdach nikt nie próbował nas oszukać, więc moja czujność była trochę stępiona i po całej transakcji byłam w lekkim szoku. Rozumiem, że firma Autoway nie odpowiada bezpośrednio za jakość usługi, ale bierze odpowiedzialność za kontrahentów i niestety do jej obowiązku należy znać jakość proponowanego taboru. Złego wrażenia nie zatarł nawet zwrot różnicy wypożyczenia samochodu na jeden dzień bez klimatyzacji (10 euro).
Jakie wnioski z ostatniego pobytu na Krecie? Przede wszystkim niezależnie od położenia hotelu jest wiele możliwości wypożyczenia samochodu - może nie być w okolicy sklepu, ale wypożyczalni będzie kilka. Ceny nie różnią się niczym od cen Autoway (sprawdziłam) więc deklarowanie wcześniej terminu wypożyczenia auta i dawanie zaliczki jest moim zdaniem niepotrzebne. Jeśli już skorzystacie z firmy w Polsce nigdy nie płaćcie przed obejrzeniem samochodu nawet jeśli nie spotkacie na swojej drodze Greka Mirka. Z oczywistych względów nie polecam firmy Prima Rent a Car. Czeska wersja wypoczynku na Krecie zarówno logistycznie jak i kulinarnie nie przypadła mi do gustu a że jest to chyba lokalny koloryt więc raczej na południe wyspy nie wrócę. No i ostatecznie wyleczyłam się z opcji all inclusive. Jeśli kiedyś wrócę na Kretę to wyłącznie do małych, rodzinnych hoteli z typową kuchnią grecką.
Teraz już moją głowę zaprząta Boliwia, bo w czerwcu przyszłego roku planuję trekking po Andach. Czeka na mnie piękny sześciotysięcznik i sporo egzotyki. Na razie pozostaje praca, która jakoś idzie jeśli w wolnych chwilach żyje się oczekiwaną przygodą. Uwielbiam ten czas przygotowań i oczekiwania !