Pierwszy wypad po wyspie zaczęliśmy od największego krateru wulkanu Caldera de Bandama. Najpierw podjechaliśmy samochodem na wzniesienie Pico de Bandama (570 m n.pm.) z pięknym punktem widokowym na okolicę. Potem, po krótkim poszukiwaniu wejścia do krateru zafundowaliśmy sobie spacer do wnętrza. Były jeszcze inne opcje wycieczek, np. wzdłuż brzegów krateru, niewątpliwie z ładnymi widoczkami, ale ponieważ na dnie wulkanu nigdy nie byłam więc wybraliśmy właśnie tę drogę. Po niezbyt wymagającej trasie przeszliśmy w butach trekkingowych, co było dość wygodnie (ścieżka górska miejscami z drobnymi kamykami) ale nie niezbędne. Na dnie sporo roślin, z tego miejsca lej wydawał się znacznie większy niż patrząc z góry.
Potem pojechaliśmy w kierunku Las Palmas do znajdujących się 8 kilometrów od miasta ogrodów botanicznych Jardin Botanico. Mieliśmy trochę problemów ze znalezieniem wejścia bo oznakowanie niestety takie sobie. W końcu po zasięgnięciu języka dotarliśmy do bramy na dnie doliny. Duży kompleks rozciąga się na zboczach wąwozu co daje atrakcyjną ekspozycję roślin. Podobno na szczycie jest drugie wejście i restauracja, ale tam nie dotarliśmy. Są tu zgromadzone rośliny z całego archipelagu Wysp Kanaryjskich poprzedzielane mostkami, schodami lub małymi wodospadami. Ciekawe miejsce nawet na kilka godzin zwiedzania. Niestety nie byliśmy tu aż tak długo, bo zupełnie zaskoczył nas brak jakiejkolwiek infrastruktury. Był duży upał a spacer do krateru trochę nas osłabił. Wolny wstęp do ogrodów oznacza, że brak tu jakiekolwiek personelu. Na środku jest jedna duża tablica informacyjna, nie ma żadnych podręcznych mapek, więc chodziliśmy trochę bez ładu i składu. Dobrze że była czynna toaleta. Marzyliśmy o kawie, zimnym soku - nic z tego. Większość zapasów wody wypiliśmy w kraterze, więc w ogrodach trzeba było oszczędzać. Coś tam jednak zobaczyliśmy, chociaż chodząc samotnie wśród roślin czuliśmy się trochę nieswojo.