czwartek, 4 maja 2017

Nepal 2016 - 14 listopada (Gho)

Rano w pokoju minus 3 stopnie i co gorsza po tej stronie przełęczy byliśmy jeszcze długo w cieniu. Tak zimnej pobudki w lodży do tej pory nie było. Na śniadanie owsianka już mi nie wchodziła, więc tylko pochrupałam chlebek kukurydziano-ryżowy z oliwą (ostatki z Polski). Toaleta poranna nawet w ograniczonym zakresie praktycznie niemożliwa, bo woda we wszystkich ujęciach była zamarznięta. O ósmej wyruszyliśmy do Gho. Wschodzące słońce powoli ogrzewało powietrze, ale zimny wiatr po tej stronie przełęczy skutecznie opóźniał przebieranie. Trasa prowadziła głównie lasem, za plecami ładnie rysowały się himalajskie szczyty z Manaslu na czele. Cały marsz to około 6 godzin schodzenia do lodży na wysokość 2600 m n.p.m. Chyba najładniejsza lodża ze wszystkich na trasie: dwuosobowe pokoje z własnymi toaletami (łza kręciła się w oku), gorący prysznic w cenie (bezcenne), smaczne jedzenie (dal-bhat i pierożki mo-mo).


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz