Pobudka wpół do siódmej, śniadanko i powrót z tym samym taksówkarzem do Katmandu. Tym razem kierowca wybrał drogę prostszą ale wcale nie łatwiejszą. Była to droga częściowo w budowie, co oznaczało miejscami brak nawierzchni. Nie wiedziałam, czy jesteśmy świadkami budowy nowej autostrady czy odbudowy starej po trzęsieniu ziemi. Momentami prędkość wynosiła góra 10 km/godz, ruch był ogromny, korki po horyzont ale za to żadnego ciśnienia, kierowcy często uśmiechnięci, klakson włączali tylko żeby się ostrzec lub pozdrowić. To dopiero egzotyka! Mimo takich trudności trasę do Katmandu pokonaliśmy o godzinę szybciej ale korki w samym mieście spowodowały, że przed hotelem i tak stanęliśmy po południu.
Podziękowaliśmy kierowcy godnym napiwkiem i zameldowaliśmy się w hotelu. Tym razem trafił nam się pokój nie od strony głównej drogi co dawało nadzieję na cichszą noc. Taksówka była umówiona na piątą rano więc ostatnie godziny wykorzystaliśmy do przygotowania bagażu na podróż. Potem pożegnalny spacer po Tamelu, który widziany po raz pierwszy w ciągu dnia stracił sporo swojego uroku. Chyba dlatego, że silniejsze były odczucia akustyczne a przede wszystkim zapachowe. Na ostatniej kolacji zaryzykowałam steka z wołowiny - całkiem smaczny. Noc niestety fatalna, bo co prawda oszczędzono nam odgłosów z drogi, za to non stop słychać było bardzo głośno pracujący agregat (naprawdę bardzo głośno). Byliśmy trochę wypoczęci więc nie zapadaliśmy już w sen tak łatwo.
Taksówka przyjechała punktualnie. Kierowca rozbawił nas serdecznie, bo całą około 20 minutową drogę budował jedno zdanie po angielsku, które zaczynał chyba ze cztery razy. W końcu oznajmił, że bardzo lubi Polaków bo oni zawsze dają napiwki. Tak więc moje ostatnie 100 rupi powędrowało do taksówkarza. Nie wiem czemu jechaliśmy tak wcześnie bo jak się okazało lotnisko otwierane jest o godzinie szóstej. Trzeba na walizkach czekać przed bramą. Po otwarciu natychmiast dopadają podróżnych różni pomocnicy, którzy nawet za pokazanie toalety oczekiwali napiwków. Niestety o tej porze lotnisko wypełniali głównie turyści opuszczający Nepal, w większości demonstrujący puste kieszenie. Z Katmandu wylecieliśmy z godzinnym opóźnieniem i bez większych przygód wróciliśmy do kraju.