poniedziałek, 3 lipca 2017

Nepal 2016 - 19 listopada (Chitwan)

Noc niezła, bez ryków tygrysa, za to oczywiście ze szczekającymi psami. Rano w pokoju 19 stopni. Pobudka wpół do siódmej , śniadanko i do dżungli. Wycieczkę zaczęliśmy od wypłynięcia canoe. Zjawiskowo wyglądały mgły podnoszące się znad wody, w tle wędrujące słonie. Płynęliśmy spokojnie oglądając dżunglę budzącą się do życia, liczne ptaki i drzemiące w rzece krokodyle. Potem wędrowaliśmy ścieżkami (były suche - chyba długo nie padało) mijając robiące wrażenie termitiery, liany, zbiorniki wodne. Tropy i pokaźnej wielkości odchody potwierdzały, że tymi ścieżkami rzeczywiście chadzają zwierzęta. W porównaniu z lasem deszczowym w Afryce tutejsza dżungla wydała mi się mniej gęsta.
Po spacerze odwiedziliśmy hodowlę słoni. Samice i młode trzymane są w niewoli, hodowane także do celów wojskowych, samce żyją w dżungli. Małe słoniątko tak myszkowało wzdłuż ogrodzenia aż w końcu wciągnęło trąbą część mojej spódnicy. Muszę powiedzieć, że chociaż osobnik był bardzo młody to siła ciągu niczego sobie. Z trudem udało mi się ocalić kieckę, a byłam zmotywowana, bo groziło mi dokończenie wycieczki w samych majtkach. Pokaz kąpieli  ze słoniem raczej żałosny, jak dla mnie za dużo krzyków i komend, za mało naturalnych zachowań zwierząt. 
Wróciliśmy na lunch i dwugodzinną sjestę. Temperatura w ciągu dnia dochodziła do 31 stopni więc wylegiwaliśmy się na słońcu. 
Po południu zaliczyliśmy jeszcze jedną atrakcję - safari na słoniu. Turystów było wielu, a cały ten zgiełk przypominał wesołe miasteczko. Z niewysokiej wieżyczki czwórkami wsiadaliśmy do specjalnych koszyków umocowanych na grzbiecie słoni. Około półtorej godziny buszowaliśmy po dżungli. Słoń mimo swoich rozmiarów całkiem zgrabnie radził sobie na wąskich ścieżkach, brodził  też w niezbyt głębokiej rzece. Zlokalizowaliśmy pięć okazałych nosorożców, w tym młode, pojedyncze małpy i antylopy.  Na koniec obowiązkowy napiwek wręczyliśmy słoniowi, który trąbą przekazał go właścicielowi.
Po kolacji ostatni punkt programu - występ zespołu ludowego. Wiem, brzmi fatalnie. Byłam pełna złych przeczuć, ale po pierwszej piosence na wysokim C potem prezentowano naprawdę ciekawe układy choreograficzne z kijami, ogniem itp.
Zasypialiśmy wypoczęci i zrelaksowani po trudach wspinaczki.


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz