Pierwszy raz pobudka nie wymuszona przez zegarek. Poskładaliśmy bagaże i ochoczo ruszyliśmy na śniadanie gotowi spróbować wszystkiego. Ja oprócz sera, warzyw i owoców skosztowałam kaczki i muszę przyznać, że była przyrządzona wyśmienicie.
Te godziny do dwunastej wykorzystaliśmy na plażę i basen korzystając z infrastruktury hotelu. Pogoda słoneczna i ciepła, i co mnie szczególnie cieszyło praktycznie bezwietrzna. Te dwa dni na wyspie po całym pośpiechu podczas zwiedzania Wietnamu dały nam oczekiwane zwolnienie i relaks.
O 12.30 hotelowy kierowca zabrał nas na lotnisko i rozpoczęliśmy powrót do Polski. Podróż przebiegła dość sprawnie. Jedynym zaskoczeniem było nadanie bagaży z wyspy tylko do Hanoi, co oznaczało konieczność odbioru walizek i transport podstawionym busem z lotniska krajowego do portu międzynarodowego. Niby dramatu nie było, ale dla pasażerów jest to jednak kłopot. Autobus pełny, rodziny z małymi dziećmi, starsi ludzie, wszyscy mocujący się z bagażami - trochę to słabo wyszło. Lotnisko w Hanoi zaprezentowało się bardzo mizernie, małe, nie dla wszystkich oczekujących starczyło miejsc siedzących więc podłogi szybko zostały zagospodarowane. Ponad sześciogodzinny przestój w podróży jakoś tam zleciał i potem poszło już gładko. Powrót liniami Vietnam Airlines do Frankfurtu a następnie Lufthansą do Krakowa (lądowanie 5 kwietnia o 10.20) i samochodem do Bielska-Białej przebiegł bez niespodzianek.