niedziela, 8 czerwca 2025

Wietnam 2024 - 2 kwietnia (Phu Quoc)

Śniadanko bardzo urozmaicone, najsmaczniejsze ze wszystkich dotychczas serwowanych w Wietnamie - mocny punkt hotelu. Ja średnio skorzystałam, bo na tym etapie podróży jedzenie już mi nie wchodziło. Przy pakowaniu trafił nas największy (tak mi się wtedy wydawało) ZONG tej wyprawy, ale o tym napiszę w podsumowaniu. Powiedzenie "podróże kształcą" okazało się boleśnie prawdziwe.

O umówionej godzinie podjechał kierowca i zawiózł nas na lotnisko. Bez przeszkód dostaliśmy się na wyspę Phu Quoc, która przywitała nas prawdziwie letnimi temperaturami i cudnym słońcem. Obawialiśmy się transportu do hotelu, ale poszło zgrabnie. Hotelowy kierowca zabierał kilka rodzin więc nie miał tabliczki z nazwiskiem tylko z nazwą hotelu, którą udało nam się rozpoznać. Przejazd do Dusit Princess Moonrise beach resort krótki więc po 12 byliśmy na miejscu. Pierwsze wrażenie bardzo dobre: obiekt położony bezpośrednio przy piaszczystej plaży z dużym basenem zdającym się wpadać do morza, restauracją i leżakami pod palmami - tak rozumiem hasło "hotel przy plaży", chociaż w tak dosłownym wydaniu zdarzył nam się pierwszy raz. Następny dzień chcieliśmy wykorzystać na pływanie przy okolicznych wyspach więc od razu wykupiliśmy w recepcji wycieczkę ze snorkelingiem i przejazdem kolejką gondolową. 

Popołudnie to już czysty relaks. Zjedliśmy nieduży lunch (frytki z ładnie podaną sałatką) i przez resztę dnia bezwstydnie się obijaliśmy. Woda w basenie ciepła, bez zapachu chloru, pojedyncze osoby nie przeszkadzały w pływaniu - co za miła odmiana. Wejście do morza szokujące - woda jeszcze cieplejsza niż w basenie. Kolacja na miejscu: dla mnie spaghetti bolognese (o dziwo makaron nie rozgotowany), makrela z ryżem dla Maćka. Do kolacji muzyka na żywo, głośna ale bez przesady, rzec można Francja elegancja.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz