Pomysł przyszedł znienacka, jak to bywa podczas imprez podsumowujących jakiś etap w życiu. Zbliżała się nasza 40-tka i miałam straszne parcie na zrobienie czegoś nietuzinkowego. Skok na bungee lub ze spadochronem szybko odpadł z rozważań, za to nasz kolega (miłośnik gór) zdradził się z zamiarem zdobycia Mont Blanc. Takich rzeczy nie trzeba mi powtarzać dwa razy. Temat podchwyciłam, choć była zasadnicza trudność w realizacji - do tej pory nie weszłam na żadną górę powyżej 1000 m n.p.m. Już nazajutrz kupiłam sobie jakieś buty trekkingowe i zaczęliśmy poznawać wysokie góry. Pierwsze nasze wejście to Kościelec w 1999 r. na . Nakręciło nas bardzo i tegoż roku zaliczyliśmy Babią Górę (przez Perć Akademików, z dziećmi lat 13 i 7), Karb z młodszym synem, Polski Grzebień, Rohatkę i Sławkowski Szczyt ze starszym synem, sami przeszliśmy w Tatrach Słowackich z Doliny Młynicy do Doliny Furkotnej i weszliśmy na Krywań. W 2000 roku przeszliśmy przez przełęcz Szpiglasową do Doliny Pięciu Stawów znowu we trójkę, a całą rodziną zaliczyliśmy trekking w Pieninach (Krościenko-Chwała Bogu-Trzy Korony-Sokolica-Szczawnica), na Krecie (w górach Lefka Ori wąwóz Samaria), górach Stołowych (Szczeliniec Wielki) i zdobyliśmy Krywań (nasz ośmiolatek wszedł na 2494m n.p.m.!!!). Jeszcze tego roku z grupą znajomych zdobyliśmy Gerlach. W ramach przygotowań do Mont Blanc w 2001 roku postanowiliśmy w drodze do Chorwacji wejść na Triglav (2864 m n.p.m.). Młodszy Bartek doszedł z nami do schroniska Trzaska Koca (2154m n.p.m.), a my po raz pierwszy stanęliśmy na szczycie ponadtatrzańskim. Dorobek nie za duży ale my czuliśmy się przygotowani ruszyć w Alpy. Powoli kompletowaliśmy odzież (na szczęście Małachowski już rozpoczął działalność), buty (wybraliśmy Asolo), sprzęt (raki, czekany, kijki itp). Liczna ekipa która miała z nami wchodzić stopniowo się wykruszyła (łącznie z pomysłodawcą) - jak się okazało był to słomiany zapał. Tylko że ja potraktowałam pomysł bardzo serio. Zebraliśmy sporo informacji, popróbowaliśmy chodzenia w rakach zimą na Babiej Górze i postanowiliśmy nie zmieniać planów - na rok 2002 zaplanowaliśmy wejście na najwyższy szczyt Alp we trójkę (ja, mąż i nasz 16-letni syn).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz