piątek, 21 lutego 2014

Kilimandżaro 2014 - 27 stycznia (Moshi, Arusza, wodospad Materuni)

Poniedziałek był dniem przeznaczonym na odszukanie bagaży i aklimatyzację. W ramach poznawania Afryki odwiedziliśmy plantacje kawy Arabika w Aruszy. Naszym przewodnikiem był Ricci (tak się przedstawił) z plemienia Czaga, który pokazał nam swój dom, zwierzęta hodowlane, plantacje bananów, ziemniaków i oczywiście kawy. Niewiele ponad pół godziny zajęło przygotowanie siedemnastu kubków kawy od ziarna do naparu. Bardzo pouczający pokaz a kawa wyśmienita. Zakupiliśmy pół kilograma ziaren do Polski - degustacja jeszcze przed nami. Potem wąską ścieżką między bananowcami i eukaliptusami dotarliśmy do pięknego wodospadu Materuni. Prawie wszyscy zaliczyli kąpiel (woda niezwykle orzeźwiająca ale nie zimna) a potem lunch. W świetnych humorach zajrzeliśmy jeszcze do miejscowych producentów piwa i wina bananowego. Wino w niewielkich butelkach całkiem niezłe, natomiast piwa nie odważyłam się skosztować - szara bryja w garnku nie zachęcała do degustacji. Znaleźli się odważni, ale po wypiciu paru łyków jakoś niewiele mówili. Na koniec zmierzyliśmy się z producentami trunków na patriotyczne piosenki, wszystkim szło nieźle, choć miejscowi byli chyba bardziej zgrani. My musieliśmy trochę popracować nad repertuarem aby wyjść poza "orły, sokoły". Wieczorna kolacja upłynęła pod znakiem planowania trekkingu i rozważań nad  Diuramidem (do ataku szczytowego był to stały punkt rozmów). Nie wiem, czy jeszcze któryś lek ma tylu autorów czasu brania i sposobów dawkowania - ja byłam pod wrażeniem. Najgorsze, że po tym wszystkim nadal nie byłam zdecydowania jak ewentualnie sobie pomóc w razie choroby wysokościowej, ale to wszystko było przede mną.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz