niedziela, 11 grudnia 2016

Nepal 2016 - 2 listopada (Katmandu, Arughat Bazar)

Po głośnej nocy (odgłosy z hotelu i ulicy), średnio przespanej pobudka o siódmej. Śniadanko ciekawe, w Nepalu standard - naleśniki, ciecierzyca, makaron, pomidory, ogórki, sok z mango, herbata. Dla chętnych omlet i tosty. Ciężkie torby spod hotelu zabrał busik, a my z plecakami około 20 minut szliśmy ulicami Katmandu do większego busa. Uliczki wokół naszego hotelu są tak wąskie, że pojazdy nie o wszystkich gabarytach mogą tam przejechać.
Nasze bagaże już były zapakowane na górze, cała grupa (w sumie 17 osób + przewodnicy i tragarze) jakoś zmieściła się w środku. Droga w 1/3 asfaltowa (to chyba za dużo powiedziane), potem podziurawione klepisko z zakrętami. Około godziny 15 zjedliśmy lunch (skromny dal bhat), potem jeszcze ze dwie godziny podskakiwania w busie tak ciasnym, że obtarliśmy sobie kolana! Tuż przed zmrokiem dotarliśmy do wioski Arughat Bazar (530 m n.p.m.). Pokoje dwu i trzyosobowe, surowe i niespecjalnie czyste, ale za to z łazienkami. Zimny prysznic (niestety nie było ciepłej wody) cudownie zmył z nas całodzienny pot i pył. Trafiła nam się duża łazienka mieszcząca olbrzymią wannę z hydromasażem. Urządzenie nie było podłączone, wyglądało nieco kosmicznie, a my zachodziliśmy w głowę jakim środkiem lokomocji zostało dostarczone. Po przebytej drodze nabrałam pewności, że w grę mogła wchodzić tylko teleportacja. Przed kolacją wybraliśmy się na krótki spacer po wiosce, podglądając domostwa, sklepy, ludzi. Kupiłam sobie trzy jabłka i bardzo ucieszył mnie ich swojski smak. Dzień zakończyliśmy oczywiście dal bathem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz