środa, 15 kwietnia 2020

Etiopia 2019 - 29 października (droga do Addis Abeby, powrót do Polski)

Rano w pokoju 19°C. Noc niezła, ale agregat pracował ostro, bo prądu właściwie nie było. Śniadanie tak samo beznadziejne jak kolacja.
Około siódmej ruszyliśmy do Addis. Droga z wieloma zakrętami, najpierw przez wioski zamieszkałe w większości przez ludność muzułmańską, a po nabraniu wysokości przez osady wyznawców etiopskiego kościoła  ortodoksyjnego. Po drodze zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym Tarme Ber. I tu czekała mnie nagroda. Na ziemi miejscowi wytwórcy wyłożyli wyroby jakich do tej pory nie spotkaliśmy w żadnym odwiedzanym miejscu: fikuśne czapeczki i kapelusze, drewniane torebeczki i ciekawą biżuterię. Bardzo mnie to ucieszyło, bo wycieczka dobiegała końca a ja nie miałam nic dla moich wnuczek. A tu taka niespodzianka! Za 450 birr (15 USD) zakupiłam małą torebkę, duży wisior, bransoletkę i kolczyki - wszystko wykonane z drewna. W Debre Byrhan zatrzymaliśmy się na smaczny lunch. 
Na naszą prośbę w Addis wpadliśmy jeszcze do supermarketu na ostatnie zakupy i dobiliśmy walizki etiopską kawą. Radził nam Tarik i rzeczywiście ceny dobre. Do hotelu dotarliśmy około godziny 17.
Dla Maćka powrót był trudny, bo cierpiał na drugie już podczas tej wyprawy sensacje jelitowe, czy to po wczorajszej kolacji i porannym śniadaniu - ciężko powiedzieć.
Do wylotu pozostało jeszcze kilka godzin  i po krótkich negocjacjach z szefem agencji na popołudnie i wieczór dostaliśmy pokój na odświeżenie. Bardzo podniosło to komfort tego ostatniego dnia, no i Maciek mógł jakoś przeżyć mając blisko toaletę. Na kolację z folklorem niestety nie załapaliśmy się, może dla wyrównania konieczności użyczenia nam pokojów. Ostatni, skromny posiłek dostaliśmy z naszej hotelowej restauracji.
O godzinie 21 Tarik zabrał nas na lotnisko. Tam na podróżnych czekają bagażowi z wózkami. Chętnie skorzystaliśmy z ich usług, ale też wolnych wózków nie było widać - do każdego przypięty był jakiś porter. Bagażowy odprowadził nasze torby aż do odprawy i do dużej tablicy, na której opisany był zalecany napiwek: 20 birr od jednej paczki dla Etiopczyka, 30 birr dla cudzoziemca. I tak trochę niespodziewanie wydałam 60 birr (2 USD). Po odprawie ruszyłam wydać ostatnie birry ale ceny na lotnisku z kosmosu. Starczyło mi na dwie butelki wody i trzy lizaki. Błogosławiłam pomysł kupienia prezentów na przełęczy i w markecie. Torebeczka za którą zapłaciłam około 8 USD tutaj kosztowała 25 USD! Ceny kawy też powalały. A miałam taką myśl, żeby prezenty zakupić na lotnisku. Na szczęście wyszło inaczej. 
Powrót do Polski bez problemów.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz