poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Etiopia 2019 - 27 października (Lalibela)

Rano w pokoju 19°C. Po śniadaniu około ósmej (sok z papai, jajka we wszystkich odmianach) ruszyliśmy zwiedzać jedną z największych atrakcji Etiopii - kościoły w Lalibeli. Wstęp 50 USD od osoby, do tego organizator zorganizował przewodnika. Rozbawiła mnie konieczność opłacenia możliwości użycia kamery (300 birr), bo większość zwiedzających używała komórek, którymi przecież też można kręcić filmy i to nie wymagało dodatkowych opłat. 
Była niedziela więc mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda nabożeństwo w obrządku tutejszego kościoła. Msza odbywała się na powietrzu niedaleko kompleksów kościelnych, mnóstwo kobiet w bieli, atmosfera luźna.
Wykute w litej skale kościoły rzeczywiście robią wrażenie. Jako że stanowią część listy światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO w trosce o zachowanie pierwotnego kształtu i zabezpieczenie przed zniszczeniem kilka z nich zostało nakrytych stalowymi konstrukcjami, co niestety znacznie pomniejszyło magię i odczucie sacrum tego miejsca a całość wygląda po prostu brzydko. Wysiłek ludzki niewyobrażalny w tamtych czasach (koniec XII i początek XIII wieku), ale jak podkreślił przewodnik, w dzień pracowali ludzie, nocą budowały anioły. Bałam się, że oglądanie 11 obiektów okaże się nudne, jednak drobne smaczki w trakcie zwiedzania przyczyniły się do lepszego odbioru całej wycieczki. A to ukazały się ciekawe malowidła na ścianach, a to przechodziliśmy 20 m tunelem w całkowitej ciemności, a to trafiły się zdjęcia w smudze światła przechodzącej przez krzyż w ścianie. Dzień upłynął dość szybko. Kościoły zgrupowane są w dwóch kompleksach: północny i południowy. Między zwiedzaniem tych dwóch grup mieliśmy dwugodzinną przerwę na lunch. Nie chcieliśmy go jeść w naszym hotelu więc Tarik zabrał nas do restauracji  przy Seven Olives Hotel: bogate menu, chociaż tanio nie było. Odpoczęliśmy w przyjemnym miejscu.
Wieczorem skromna kolacja w naszym  hotelu (mały wybór, porcje nieduże ale dość smaczne) przy butelce jedynego znanego tutaj białego wina wytrawnego Rift Valley. 
Noc cudownie spokojna, żadnych śpiewów, wyspaliśmy się jak susły.










































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz