wtorek, 17 stycznia 2023

USA 2022 - 10 września (Grand Canyon National Park, Navajo Bridge, Horseshoe Bend)

Pobudka 6.30.  Śniadanko zjedliśmy w pokoju z produktów zakupionych w sklepie dzień wcześniej (ciabatta z awokado, owoce, sok pomarańczowy). Próba zrobienia kawy z pokojowego ekspresu nieudana - wyszedł mi jakiś koszmarek. Temperatura na zewnątrz około 14 stopni, niebo zachmurzone, jeszcze podczas pakowania zaczęło padać.

Ruszyliśmy w kierunku Grand Canyon National Park - niestety padało coraz mocniej co stawiało pod znakiem zapytania przelot helikopterem. Po dotarciu na lotnisko okazało się, że nasze obawy były słuszne i wszelkie loty zawieszono do odwołania. Ostateczna decyzja miała zapaść za około półtorej godziny. Chcąc wykorzystać ten czas przekroczyliśmy granice parku by pospacerować wzdłuż kanionu. W czasie godzinnego spaceru chmury się podniosły, padało coraz mniej i w końcu mogliśmy pochować kurtki i parasole. Wielki Kanion robi niesamowite wrażenie i moim zdaniem ani o jotę nie jest przereklamowany. Może nie jest tak głęboki jak Kanion Colca, ale znacznie szerszy przepięknie odkrywa kolorowe formacje. Po zrobieniu milina zdjęć pełni nadziei wróciliśmy na lotnisko, niestety ponownie zaczęło padać. Ostatecznie podjęto decyzje o wstrzymaniu lotów i tak pogoda pokrzyżowała nam plany obejmujące przelot nad kanionem. Trochę zawiedzeni wjechaliśmy z powrotem do Parku Narodowego Wielkiego Kanionu. Zatrzymywaliśmy się w najpopularniejszych punktach widokowych oferujących cudne krajobrazy i niezrealizowany lot bolał coraz mniej. Na ostatnim postoju Desert View mogliśmy podziwiać trzypiętrową wieżę z ok. 1900 roku, o wysokości 910 m, mieszczącą taras widokowy oraz muzeum sztuki ludowej plemienia Indian Navajo. W sporym barze zjedliśmy małe co nieco (Maciek sałatkę, ja lody czekoladowe, wypiliśmy też kawę z ekspresu i ta oferta trochę nas zaskoczyła).

Po zwiedzeniu południowej krawędzi kanionu wyjechaliśmy w kierunku północnej części stanu Arizona. Naszym ostatecznym celem tego dnia było miasteczko Page niedaleko granicy ze stanem Utah. Po drodze zatrzymaliśmy się przy Moście Navajo - to bliźniacze, stalowe mosty łukowe przecinające rzekę Kolorado. Dopisało nam szczęście i mogliśmy poobserwować kondory kalifornijskie (ponumerowane).

Ostatni punkt zwiedzania tego dnia to Horseshoe Bend - meander rzeki Kolorado w kształcie podkowy. Na punkt widokowy z parkingu prowadzi łatwa, szeroka, utwardzona ścieżka (3/4 mili). To co ujrzeliśmy z krawędzi urwiska naprawdę zaparło nam dech w piersiach - przepiękne zakole rzeki o kącie 270° w promieniach nisko już położonego słońca! Było sporo turystów ale bez specjalnego ścisku robiliśmy fotki. Wiele osób dopiero przybywało na zachód słońca, bo to podobno popularna atrakcja tej okolicy.

W końcu dotarliśmy do Page. Według naszego przewodnika obowiązkowym punktem programu była kolacja w słynnej miejscowej knajpie, której specjalnością były żeberka z pieca. Po ich zjedzeniu nasze życie już nigdy nie miało być takie samo. Przed restauracją obowiązkowa kolejka (zaczynałam się przyzwyczajać), ale udało się wejść przed zachodem słońca. Żeberka rzeczywiście aromatyczne, kruche, porcje jak to w Stanach gigantyczne, ale znowu do wyboru było tylko mięso lub ewentualnie mięso. Padając na poduszkę miałam nadzieję, że do następnego ranka zdążę strawić ten posiłek. 

 









































 

 

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz