niedziela, 5 lutego 2023

USA 2022 - 13 września (Park Narodowy Capitol Reef, Park Narodowy Bryce Canyon)

Pobudka 6.15. Śniadanie głównie w pokoju z zapasów sklepowych, hotel oferował słodkie batoniki, jogurt, grzanki, owoce i soki. Skorzystaliśmy z soków i jabłek. 

Z Green River ruszyliśmy do Parku Narodowego Capitol Reef, nadal w stanie Utah. Przejazd trwał jakieś półtorej godziny. W parku czekała nas wędrówka ok. 1,5 kilometrową pętlą prowadzącą do rozpościerającego się na wysokości ok. 36 metrów naturalnego skalnego mostu Hickman Bridge. Spacer trwał około godziny. Następny przystanek to tajemnicze petroglify - rysunki naskalne wykonane przez dawnych mieszkańców regionu. Wzdłuż skały znajduje się drewniany chodnik, który umożliwia podziwianie petroglifów z bliska. 

Następnie krętą, widokową drogą jechaliśmy ponad 2 godziny do Parku Narodowego Bryce Canyon. Po drodze zjedliśmy lunch u Rubiego: ciepła kanapka z cienkimi plastrami wołowiny i kiszoną kapustą. Wiem, brzmi dziwnie, ale smakowało świetnie. Do tego góra sałatki - można było brać z bufetu.

Chmury zbierały się cały dzień, momentami padało dość mocno. Rano słońce pięknie rysowało kontury gór, ale po południu wydawało się, że nie unikniemy załamania pogody. Jednak i tym razem fart nas nie opuścił. Najpierw pojechaliśmy na najwyższy punkt Parku Narodowego Bryce Canyon, a potem zjeżdżając z 2830 m n.p.m. zatrzymywaliśmy się w punktach widokowych podziwiając niesamowite formacje skalne w bajkowych kolorach (chyba za często piszę "niesamowite formacje skalne", ale tak to wyglądało w każdym parku w Utah). Na koniec została Navajo Loop - pętla na dno kanionu prowadząca pomiędzy hoodo (ostańce) z zejściem na dno kanionu. Powiem szczerze, myślałam, że po Kanionie Antylopy żadne kształty i kolory mnie już nie zadziwią ale i tutaj "opadły kopary". Pokrapujący deszcz ostatecznie ustał więc mogliśmy podziwiać pomarańczowe góry w promieniach zachodzącego słońca. Ze wszystkich wcześniej i później widzianych miejsc to właśnie Bryce Canyon wydał mi się najbardziej wyjątkowy. A zejście na dno kanionu obowiązkowe - to zupełnie inna perspektywa zwiedzania!

Potem już tylko krótki przejazd do Panguitch. Niewielkie miasteczko oferowało bazę noclegową (trafił nam się całkiem sympatyczny motel Purple Sage Motel), spory sklep (zrobiliśmy zakupy na śniadanie), sklep monopolowy (rzadkość w stanie Utah) i kilka jadłodajni. Kolację planowaliśmy w Cowboy Smokehouse/Steakhouse - nagradzana restauracja. Czas oczekiwania do godziny, ale wyboru specjalnie nie było. Jak się domyślacie, po zjedzeniu w niej steków nasze życie już nigdy nie miało być takie samo. Steki smaczne (chociaż d..y nie urywało, zresztą widać na zdjęciu jak wyglądała porcja - wybrałam podwójną fasolkę zamiast ziemniaka), ale bardziej zapamiętałam brudne szklanki na wodę i toaletę, jak powiedział Maciek do używania tylko "emergency". No cóż, po prostu pracownicy skupiali się wyłącznie na stekach.


















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz