niedziela, 15 stycznia 2017

Nepal 2016 - 6 listopada (Deng, Ghap)

Dzisiaj trochę forów - śniadanie 7.30. Wybrałam owsiankę z musli, bo placki smażone na tłuszczu okazały się nieco przyciężkie. Maciek oczywiście ryż z warzywami. Reszta grupy zamówiła jajka i te wyjątkowo wyglądały smakowicie. Marsz podobny do dnia poprzedniego ale znacznie krótszy, cztery godziny raz w górę, raz w dół. Tym razem mniej kamienia, więcej drobnego piargu i pyłu. Rzekę mijaliśmy to z lewej, to z prawej strony. Już w połowie dnia dotarliśmy do nowej lodży w Ghap (2165m n.p.m.). Miło, czysto, prysznic (oczywiście zestaw wiadro + kubeczek) braliśmy dość wcześnie co pozwoliło na suszenie włosów w promieniach słońca. Godzinkę przed lunchem wykorzystałam na opalanie. Na lunch zjedliśmy takie nepalskie spring rolls, tutaj przyrządzone bardzo smacznie. Popołudnie było do zagospodarowania, ale po ciemku i szybko spadającej temperaturze to za bardzo pomysłów nie mieliśmy. Światło w pokojach bywa wieczorami i to na krótko. Na kolację zjedliśmy górę makaronu z warzywami, Maciek ziemniaki. Noc cichsza (mniej ujadających psów) i sen jakiś lepszy. W końcu...


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz