środa, 20 lutego 2019

Maroko 2018 - 29 października (Imlil, Refuge de Toubkal)

Rankiem przywitało nas bezchmurne niebo i piękne słońce (w prognozach właśnie taki miał to być dzień). Po śniadaniu ruszyliśmy w góry. Początek był nam dobrze znany z dnia wczorajszego ale potem z ciekawością oglądaliśmy drogę do Imlil, bo chociaż w większości robiliśmy ją po raz drugi to podziwiać można było dopiero teraz. Wcześniej przez zalane deszczem i zaparowane szyby nie było szans na obserwacje terenu. Okolica malownicza, pomimo wczorajszego zniszczenia droga dobra, nie ma porównania do dróg boliwijskich lub nepalskich. Zaraz po przybyciu nasze torby i plecaki zapakowano na muły a my ruszyliśmy w górę. Zapadła decyzja żeby nadrobić stracony dzień, wykorzystać dobrą pogodę i od razu wejść do schroniska Refuge de Toubkal na około 3200 m n.p.m. Słońce świeciło cudnie i cieszyły mijane widoczki, ale niestety, filmowanie znowu było źle widziane. Szłam wolno, do tego krótkie przerwy na ujęcia - bardzo się to nie podobało Hasanowi (miejscowemu przewodnikowi), który co raz nas poganiał. Po drodze zjedliśmy lunch, oczywiście tadżin. Gdzieś po 2/3 drogi pogoda zaczęła się psuć, nadciągnęły chmury, trochę zaczęło wiać i zrobiło się chłodniej. Oznaczało to ni mniej ni więcej jak tylko spełnienie czarnego scenariusza z prognoz pogody. Ostatnie metry przed schroniskiem okazały się trudne z powodu oblodzeń spowodowanych zamarzaniem topniejącego w słońcu śniegu. Nie mieliśmy kijków, jak to zwykle przy nietrudnym podchodzeniu. Na szczęście nie był to jakiś długi odcinek szlaku więc bezpiecznie dotarliśmy do celu.
Schronisko duże, murowane, robi wrażenie, kilka sal różnej wielkości z piętrowymi łóżkami, jadalnie z piecykami, niewielka recepcja-sklepik, toalety wewnątrz budynku (ufff...). Materace na łóżkach wydawały się nieco wilgotne więc użyliśmy przywiezionych z Polski karimat do ochrony śpiworów. Pobyt w schronisku wymaga okazania paszportu i wpisania swoich danych do księgi.
Ogólnie czułam się nieźle ale nasilający ból głowy zapowiadał kłopoty. Nie mogło być inaczej, skoro w ciągu jednego dnia z Marrakeszu zawędrowałam na wysokość 3200 m n.p.m. Przewodnik w krótkim wystąpieniu osobom z bólem głowy odradzał dalszą wspinaczkę. Zapytałam, czy w związku z tym możemy przełożyć zdobycie szczytu na dzień następny i załapać dodatkowy dzień aklimatyzacji skoro i tak mamy wypoczywać po ataku szczytowym w schronisku. Zwłaszcza, że według prognoz pogody nazajutrz miał być jedyny dzień, w którym na pewno nie powinno się wychodzić góry. Oprócz nas było chyba kilka osób chętnych na taki scenariusz, ale szybko się okazało, że chociaż nie mieliśmy żadnych opóźnień w realizacji programu, punkt "Gdyby jednak ktoś nie był w stanie zdobyć szczytu z różnych powodów, będzie miał możliwość spróbowania następnego dnia. Nocleg w schronisku. Dzień 5 to dzień dodatkowy dla tych, którym nie powiodło się wejście na szczyt dzień wcześniej." w ogóle nie był brany pod uwagę. Nie miało być żadnego noclegu w schronisku, po ataku szczytowym i obiedzie czekało nas tylko zejście do Imlil. Podział grupy dla miejscowej agencji też nie był możliwy. Chyba chodziło o maksymalne cięcie kosztów. Kolacja sycąca: kurczak, makaron, frytki, ziemniaki, owoce, herbata. Wzięłam Diuramid i postanowiłam rano spróbować, ale gdzieś tam zaczęła kiełkować myśl, że zostaliśmy permanentnie wykiwani.


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz