sobota, 1 stycznia 2022

Peru 2021 - 17 września (Lima, Paracas)


Podróż w czasach pandemii budziła różne obawy ale w sumie wyszło nie najgorzej. Lotnisko w Amsterdamie trochę rozczarowało, bo nie cała gastronomia była czynna, ale jakiś tam lunch udało się zjeść. Samolot do Limy nie był przepełniony co umożliwiło rozłożenie się na trzech miejscach i całkiem niezły wypoczynek. Cały czas obowiązywały maseczki i było to skrupulatnie przestrzegane. Opornych pasażerów stewardesy upominały do skutku. Jedzenie smaczne i dość różnorodne - tym razem linie KLM się zaprezentowały lepiej.

Wieczorem 16 września byliśmy na lotnisku w Limie. Miasto spowijała lekka mgła - podobno to typowe dla stolicy Peru. Niewiele udało się zobaczyć bo od razu zostaliśmy zapakowani do busa i przewiezieni do hotelu. Mieliśmy jedną noc spędzić w trzygwiazdkowym hotelu Diamond a następnego dnia przed południem zwiedzić miasto. Miny trochę nam zrzedły, kiedy zorientowałam się, że okna pokoju wychodzą na szeroką i bardzo ruchliwą ulicę. Spodziewałam się trudnej nocy a tu niespodzianka - pandemia i godzina policyjna (tutaj od 1 do 4 rano) spowodowały, że była to najspokojniejsza noc w dużym mieście jaka przydarzyła nam się na wyjazdach. Śniadanko o 7: jajka, kiełbaski - do przeżycia.

Stolica Peru do życia budziła się we mgle. Tour de Lima w miarę udany - mało turystów, z zaplanowanych rzeczy zamknięty był kościół św. Dominika oraz otoczony przez policję Placa de Major - niedostępny ze względu na planowane protesty. Akcja policji wydłużyła nam wycieczkę, bo do kolejnych obiektów plac trzeba było okrążać, choć moglibyśmy go po prosu przecinać. Jedną z pierwszych zrealizowanych rzeczy była wymiana waluty na najbliższe dni w bezpiecznym miejscu (kantorze). Można zrobić to też na ulicy u "konika", kursy podobne ale ryzyko większe. Zwiedzanie zaplanowane było mniej więcej do godz. 15 i obejmowało tylko miejsca do których mogliśmy dość pieszo, co niestety pozbawiło nas kilku kluczowych atrakcji stolicy (np. Muzeum Larco Herrera, Muzeum Złota, ruiny Huaca Pucllanna, twierdzy Felipe, dzielnicy Barranco, Parku Miłości, nie wspominając  o Circuito Mágico del Agua). Za to udało się zwiedzić: Parque La Muralla, Katedrę metropolitarną św. Jana Ewangelisty z kryptą Francisco Pizarra, Pałac Arcybiskupi, Bazylikę i Klasztor św. Franciszka, Plaza San Martín, a Placa de Armas mogliśmy przynajmniej obfotografować bez tłumów, bo wstęp był wzbroniony. Miałam jednak uczucie niedosytu i chaosu, pół dnia na zwiedzanie Limy to stanowczo za mało. Z pewnością ograniczenia pandemiczne komplikowały realizację planu zwiedzania i jak podkreślał przewodnik czasem wydarzenia następowały całkiem niespodziewanie (czego doświadczyliśmy patrząc na zastępy policji okrążające główny plac Limy) to jednak trzeba też przyznać, że informacje o zamkniętych obiektach czy skróconych godzinach otwarcia można było znaleźć w internecie a niekoniecznie czytać na zamkniętych drzwiach zabytków. Trasa spaceru podyktowana była pewnie skąpymi ramami czasowymi oraz brakiem środka transportu, który wydaje się niezbędny do zwiedzania odleglejszych atrakcji miasta. Niestety oznacza to oglądanie głównie obiektów sakralnych przypominając tym samym raczej pielgrzymkę.

Przed wyjazdem z Limy, w całkiem przytulnej i pustej knajpce zjedliśmy nasz pierwszy posiłek w Peru. Ja ceviche, Maciek rybę z patelni - wszystko smaczne, dobrze doprawione, porcje wystarczające. Lima, aczkolwiek w pigułce i to naprawdę małej, zaprezentowała się zaskakująco dobrze (ulice szerokie, czyste, zaplecze turystyczne przebogate, ludzie sympatyczni, otwarci, żadnego napastliwego żebrania) pozostawiając wrażenie prawdziwej metropolii. 

Czas nas gonił bo jeszcze tego dnia mieliśmy się znaleźć w Paracas. Przejazd prywatnym busem bez problemów: auto komfortowe, miejsca dla naszej siódemki z bagażami dosyć, w większości drzemaliśmy. 

 Już po zmroku dotarliśmy do 3-gwiazdkowego hotelu Hotel Emancipador. Obiekt ładnie położony nad oceanem, jednakże niewiele z tego skorzystaliśmy, bo zakwaterowanie miało miejsce w ciemnościach, a wykwaterowanie przed śniadaniem. Budynki niewysokie i pewnie dlatego bez windy, pokoje wygodne z niewielkim balkonem. Wybraliśmy się jeszcze na spacer  po miasteczku, ale wyraźnie można było odczuć pandemiczny brak turystów bo nabrzeże wyludnione, część knajpek zamknięta, w jedynym czynnym sklepie na ryneczku zakupiłam trochę owoców (banany, awokado). W hotelowej restauracji zjadam jeszcze peruwiańską zupę (taki lekki rosołek z mnóstwem warzyw) i skosztowałam miejscowego białego wina - całkiem fajne zakończenie dnia.







































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz