Śniadanko w przeciwieństwie do Limy dużo bogatsze - prócz jajek i kiełbasek podano biały ser, oliwki i dużo owoców (banany, ananas, papaja, arbuz).
O 8.30 autem wyjechaliśmy do portu w Paracas - droga trwała 2 minuty. W porcie jak na pandemię sporo ludzi, reżim sanitarny budujący: pomiar temperatury, obowiązek założenia dwóch maseczek, dezynfekcja rąk. Łodzie odbijały pełne. Pogoda bez rewelacji: lekka bryza, temperatura ok. 16°C, chmury nisko. Niebo przecierało się powoli i myślę, że może późniejsza pora rozpoczęcia wycieczki bywa przyjemniejsza, ale jeśli ma się do pokonania wiele kilometrów tego samego dnia to niestety trzeba zacząć jak najwcześniej. Szybkimi łodziami płynęliśmy do wysp Islas Balestas, po drodze towarzyszyły nam liczne ptasie "wesela", obfotografowaliśmy duży geoglif- kandelabr. Udało się zobaczyć sporo okazów, przede wszystkim jednak ptaki, reszta to pojedyncze osobniki (pewnie to kwestia pory roku), w sumie było ok. Mimo braku słońca nie było bardzo zimno, ale też byliśmy solidnie ubrani.
Po 1,5 godzinnej wycieczce ruszyliśmy w kierunku Ica. Było coraz więcej słońca, temperatura podnosiła się systematycznie. Około południa dotarliśmy do regionu znanych bodeg. Zaliczyliśmy zwiedzanie dwóch sąsiadujących winnic i degustację różnych trunków, od win do mocnych likierów. A że były już 32°C z każdym kieliszkiem robiło się coraz weselej. Jedna z koleżanek miała ojczyźnianą wiśniówkę więc mogliśmy się zrewanżować, a nawet wypić tradycyjnego brudzia z pracownicą (reżim sanitarny został zawieszony na jakieś 15 sekund).
Dzień pełen wrażeń, bardzo różne atrakcje, zaliczyliśmy pełen wachlarz ubrań; od kurtek i czapek na łodzi po krótki rękaw w regionie Ica. W Nazca pożegnaliśmy naszą pierwszą ekipę: kierowcę i wygodnego busa. Z tego etapu podróży byłam bardzo zadowolona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz