poniedziałek, 22 stycznia 2024

Indonezja 2023 - 20 czerwca (Jawa: wulkan Bromo)

Spało się wybornie, ale krótko - pobudka 3.15, w pokoju 17°C, na zewnątrz 14°C. Dość ciepło ubrani, na cebulkę, wyjechaliśmy dwoma jeepami. Droga trwała około godziny. Samochodów pod wulkanem mnóstwo więc utworzył się imponujący korek. Nasze jeepy dojechały możliwie blisko, jednak z powodu zatoru do punktu widokowego King Kong Hill mieliśmy jeszcze około kilometra.

Przed wschodem słońca dołączyliśmy do wcale sporego tłumu. Pogoda dopisała cudownie. Wyłaniające się nad chmurami wulkany w promieniach wschodzącego słońca wyglądają naprawdę zjawiskowo. Ludzi rzeczywiście mrowie ale punktów obserwacyjnych jest kilka, my zaliczyliśmy wszystkie, bo każdy dawał nieco inną perspektywę i możliwości robienia zdjęć. Czasem trzeba się było uzbroić w cierpliwość, żeby złapać obraz bez czyjejś czapki, ręki czy komórki, w końcu jednak każdy mógł zrobić sobie spektakularną fotkę. 

Schodząc do samochodu mijaliśmy zaplecze turystyczne, takie różnorakie budki z jedzeniem, cepelią i na szczęście toaletami. Trochę pod presją zakupiłam magnes z wulkanami, chociaż wyglądał żałośnie. Nie byłam pewna czy na lotnisku na Bali będzie coś z Jawy, a niesłusznie, bo był spory wybór z różnych wysp Indonezji i to dużo solidniej wykonany. 

Po odnalezieniu samochodu przejechaliśmy na dno kaldery by wspiąć się na podziwiany o wschodzie słońca dymiący wulkan Bromo. Aby rozpocząć wspinaczkę trzeba najpierw przejść przez "Morze Piasku" czyli płaskowyż pyłu wulkanicznego Pustyni Tengger. Turyści pokonują kalderę pieszą (my), koniem, jeepem a nawet motocyklem. Trochę spora logistyka jak na półgodzinny spacer. U podnóża wulkanu Bromo znajduje się hinduistyczna świątynia Pura Luhur Poten. Samo wspinanie po zboczu to jedynie 133 metry w pionie po 253 betonowych stopniach. Schody pokonuje się w powoli sunącym tłumie. Słońce grzało ostro więc szybko rozbieraliśmy się z naszych "cebulek", wygrzebaliśmy z plecaków kremy z filtrami i czapki z daszkiem. Krater dymi groźnie, na brzegu biegnie wąska ścieżka tylko na krótkim odcinku zabezpieczona niskimi barierkami. Zachęcona widokiem wznoszącego się brzegu krateru przeszłam jeszcze trochę tą jakby percią, w lewo od wyjścia ze schodów, do na oko najwyższego punktu. Ludzi tam było zacznie mniej a fotki wychodziły świetne z fajnym widokiem na Morze Piasku.

Potem już tylko sprawny powrót do hotelu na śniadanko (dość różnorodny bufet), prysznic i krótki odpoczynek. W promieniach słońca nareszcie ukazał się nam hotel, aczkolwiek podstarzały to bardzo ładnie zagospodarowany, z ciekawą roślinnością i zadbanymi alejkami. Około godziny 11 ruszyliśmy w okolice wulkanu Ijen. Droga trudna, na miejscu byliśmy ok. godziny 20 co oznaczało osiem godzin jazdy z jedną przerwą na obiad. Lunch w ładnie położonej restauracji ale menu najlepiej prezentowało się na obrazkach. Dania okazały się małe i niesmaczne, ale cóż, to przecież Jawa. Nasz docelowy hotel Marlin Restaurant & Beach Club 4-gwiazkowy i naprawdę wypasiony co było widać nawet po zmroku - pięknie zagospodarowany teren, basen, duże, czyste pokoje, smaczna kolacja z winem (sałatka nareszcie bez majonezu). Noc ciepła ale klimatyzacja była sprawna i niezbyt głośna.   


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz