środa, 22 stycznia 2025

Wietnam 2024 - 26 marca (Park Narodowy Phong Nha-Kẻ Bàng)

Pobudka o piątej rano, noc niezła jak na te warunki hotelowe: pokój oddzielony od drugiego cienkimi drzwiami na zasuwkę, okno wychodziło na cały czas oświetlony korytarz, żaluzje symboliczne. Mimo to zmęczenie całym dniem dało nam parę godzin snu.

Po wczesnym śniadaniu przejazd na lotnisko krajowe i stamtąd godzinny lot do Dong Hoi (Wietnam Środkowy). Z lotniska odebrał nas duży bus i ruszyliśmy do Parku Narodowego Phong Nha-Kẻ Bàng. W porze lunchu zatrzymaliśmy się w lokalnej jadłodajni i chociaż miejsce wydawało się bardzo prymitywne to jedzenie okazało się bardzo smaczne: oczywiście był to ryż z wołowiną, ale świetnie przyrządzony i doprawiony. No i do tego wyborna kawa. 

Zwiedzanie zaczęliśmy od Paradise Cave (Thiên Đường Cave), odkrytej w 2005 roku. Meleksy z punku startowego (kasy, toalety, jadłodajnie, pamiątki) podwożą do szlaku, który prowadzi pod niewielkie i mało atrakcyjne wejście. Za to po jego przekroczeniu... powiedzmy, że jest kawałek pieczary. Jaskinia ma ponad 31 kilometrów długości, turystom udostępniono jej początkowy kilometr budując schody, ścieżki i mostki. Fakt, że zwiedzanie zaczęliśmy dość późno obrócił się na naszą korzyść, bo nie było tu wielu turystów (główny napór chyba przypada na godziny przedpołudniowe). Przepiękne miejsce, mogliśmy kontemplować je w ciszy i cieszyć się niesamowitymi formami, kształtami i kolorami - w pełni zasługuje na tytuł "Paradise".

Zrobiło się trochę późno, ale zaryzykowaliśmy jeszcze przejazd do jaskini Phong Nha - długi czas głównej atrakcji regionu, aż odkryto  Paradise Cave. Tuż przed zamknięciem kompleksu udało się kupić bilety i załapać na ostatnie łódki. Do jaskini wpłynęliśmy łodzią. Po przepłynięciu około 1,5 kilometra rzecznej części łódka zacumowała a my już spacerkiem rozpoczęliśmy zwiedzanie jaskini powoli wracając do jej wrót. Kapitalnie to wyszło, przechadzaliśmy się pustymi korytarzami swobodnie robiąc fotki i filmując, za ostatnimi turystami strażnik gasił światło. No tak to można zwiedzać!

Potem już tylko czekał nas przejazd do hotelu i zakwaterowanie. Hotel Phong Nha Lake House Resort usytuowany jest nad brzegiem jeziora Dong Suon - piękna lokalizacja i wreszcie jakiś standard pokoi. Niestety ponownie okazało się, że rezerwacje Wietnamczycy traktują bardzo swobodnie. Grupa była spora i chyba zabukowanie dwuosobowych pokoi z łazienką wyraźnie ich przerastało. Przeznaczono dla nas trzy pokoje z łazienkami na wspólnym korytarzu i trochę mnie to wkurzyło. Byłam gotowa szukać noclegu w okolicznych hotelach ale w końcu znalazły się osoby gotowe zaakceptować te warunki. Byłam im wdzięczna, chociaż nie do końca rozumiem, dlaczego płacąc tę samą cenę nie możemy liczyć na taki sam poziom usług. Tak tylko pytam...

Na koniec udanego dnia smaczna kolacja w hotelowej restauracji (jednak wcale nie lepsza niż wcześniejszy lunch podany przez lokalną gospodynię) i zasłużony odpoczynek.





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz