poniedziałek, 28 lipca 2025

Kostaryka 2025 - 10 lutego (podróż, San Jose)

Start z Bielska o drugiej w nocy. Jak na luty nieźle, około 0°C, nie padało więc droga na lotnisko zapowiadała się bezpiecznie. Za to w Krakowie niespodzianka - minus 6°C a ja oczywiście w sandałkach. Puchówkę zostawiłam w samochodzie, bo z parkingu to przecież tylko kawałeczek, ale, no cóż, było surowo.

Lot do Amsterdamu bez opóźnień. Pięć godzin na lotnisku spędziliśmy zajadając i czytając. Podróż do San Jose liniami KLM w klasie business, bo szczęśliwie przy odprawie on line załapaliśmy się na bardzo korzystny upgrade.  Fotele przy pierwszym wrażeniu wydawały się proste, chociaż w sumie miały nowoczesne udogodnienia, w szczególności możliwość zasunięcia drzwi i utworzenia swoistej kabiny. Jedzenie poprawne, chociaż porcje raczej degustacyjne, mnie najbardziej smakowały desery - takie małe cacuszka.

Lotnisko w San Jose nieduże, niemniej pierwsze wrażenie dobre: czysto, bez tłoku, można wymienić pieniądze, zakupić kartę SIM. Bagaże wyjechały dość sprawnie więc szybko dopadły nas pierwsze emocje: będzie ktoś na nas czekał czy nie? Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Z tłumu witających wyłowiliśmy młodego człowieka z odpowiednio opisaną kartką, który wygodnym busem dowiózł nas do hotelu Radisson. Na początku wręczył nam dokładny opis trasy z godzinami odbioru z hoteli i numerami telefonów w razie kłopotów. Z pomocą mapy króciutko przedstawił plan wyprawy, ponarzekał na korki (jak na stolicę to specjalnie nie bulwersowały), podarował symboliczne gifty od agencji i nawet przejechał samochodem po najbardziej atrakcyjnej ulicy San Jose z głównymi zabytkami miasta. W drodze do hotelu zadziwiły mnie wielkie neony amerykańskich sieci restauracji Denny’s i barów szybkiej obsługi jak KFC czy McDonald’s. Można było mieć wątpliwości, czy naprawdę wylądowaliśmy w Kostaryce. Zmęczeni podróżą postanowiliśmy iść spać a wątpliwości rozstrzygać nazajutrz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz