sobota, 18 października 2025

Kostaryka 2025 - 21 lutego (Manuel Antonio)

Dzisiaj po dobrej nocy i skromnym śniadanku z kupionym ekstra espresso (pojedyncze - 5 USD, podwójne 10 USD, tak że wypiliśmy kawę za 20 USD 😮) zebraliśmy się na  oczekiwany o dziesiątej transport. Tego dnia czekała nas wycieczka grupowa - wodne safari pośród lasów namorzynowych w estuarium rzeki Paquita. Według planu start miał być o dziewiątej, czas trwania około czterech godzin więc jeszcze w Polsce zakupiliśmy bilety do Parku Narodowego Manuel Antonio na ostatnie wejście. Plan niestety trochę się posypał, kiedy odpowiedzialny na ten region Randy zaproponował wycieczkę albo o siódmej albo o dziesiątej. Bez śniadania nie chcieliśmy jechać więc wybraliśmy późniejszą godzinę. Nadal jeszcze mieliśmy szansę zdążyć ze zwiedzaniem parku, jednak Randy skutecznie ją zmniejszał. Zaczęło się od tego, że samochód pojawił się przed hotelem z półgodzinnym opóźnieniem (pierwszy raz w Kostaryce), podobno się popsuł.

Sama wycieczka bardzo ciekawa, godna polecenia. Po tylu dniach zwiedzania różnych parków nie ekscytowaliśmy się specjalnie akurat tym programem a tymczasem wyszło super. Przewodnik pokazał nam plantacje afrykańskiej palmy olejowej, na której uprawiano również  kawę, ananasy czy banany, hodowano zwierzęta (woły, krowy, ptactwo). Takie plantacje są ważną gałęzią gospodarki ale budzą sprzeciw z powodu wylesiania. Potem wsiedliśmy w niewielkiej grupce do zadaszonej łódki i pływaliśmy pośród mangrowców a przewodnik wyszukiwał dla nas ciekawe okazy zwierząt. Tak więc wypatrzyliśmy leniwca drapiącego się po brzuchu, węże, iguany, bazyliszki, rzadkie ptaki, kraby. Małpek nie trzeba było wyszukiwać, same przyszły. 

Uprzedzaliśmy Randiego, że mamy bilety do zrealizowania i trochę nam się spieszy, jednak pomimo tego po skończonej wycieczce nie czekał na nas żaden samochód. Chwilę plątaliśmy się przed wejściem, w końcu napisaliśmy SMS-y, że czekamy. Randy zadzwonił do właścicielki i ostatecznie to ona zmuszona była nas odwieźć. Była też na tyle miła, że podrzuciła nas kilometr dalej czyli przed wejście do Parku Narodowego. Dzięki temu wykorzystaliśmy bilety i mieliśmy jakieś półtorej godziny na spacer. To niewiele, tyle, żeby przejść trasę do plaży, spotkać leniwca, aguti, tęczowe kraby i małpki, zrobić fotki na cudnej Playa Manuel Antonio. Zaskoczyło nas, że chociaż park jest czynny do 16 to z plaży zganiają już o 15, więc z kąpieli nici.

Po zakończeniu zwiedzania wybraliśmy się do restauracji przy parku, bo barów i cen w pobliżu naszego hotelu mieliśmy serdecznie dosyć. Zjedliśmy całkiem smaczny obiad w rozsądnej cenie. Koniec dnia spędziliśmy na hotelowej plaży podziwiając zachód słońca. Potem już tylko pozostało spakować się na trzy dni do Corcovado. Główny bagaż zostawał w hotelu do którego mieliśmy jeszcze wrócić. 

 


















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz