piątek, 6 września 2013

Arezzo 2013

Po dwóch dniach nawadniania dysków kręgosłupa przy basenie (od jakiegoś czasu tak postrzegam pozycję leżącą) ruszyliśmy do Arezzo. Parkingi bez problemu przy samym starym mieście, dobrze oznakowane.  Miasto okazało się dużo ładniejsze niż sobie wyobrażałam - Piazza Grande uroczy i bardzo nastrojowy, naprawdę mocno toskański, ładny park z pomnikiem Petrarki, wąskie uliczki  z pojedynczymi grupkami turystów, wyśmienita kawa a freski jak to freski - niech będzie, że wyjątkowe. Przy nas turyści kupowali bilety, więc naprawdę nie wiem, czy rezerwacja zalecana przez przewodniki jest naprawdę konieczna. Z ciekawostek, minęliśmy zakład fryzjerski ozdobiony historycznymi fotografiami klientów - na jednej rozpoznałam Elvisa Presleya, termometry pokazywały 39 stopni a w samochodzie zapaliła się lampka zużycia oleju. Po uzupełnieniu próbowaliśmy kupić zapasową butelkę - stacje benzynowe miały sjestę a salonie WV sprzedawali tylko nowe samochody - przecież jesteśmy we Włoszech. Z Arezzo pojechaliśmy do klasztoru w Camaldoli (zakupiliśmy wino wyrabiane przez mnichów) a potem do pustelni Eremo położonej na wysokości 1050 m n.p.m. Można zwiedzić celę (właściwszym słowem będzie domek) św. Romualda i obejrzeć zza ogrodzenia 20 domków w których obecnie żyją pustelnicy. Ostatnim miastem do którego zajrzeliśmy było Poppi i tam zwiedziliśmy średniowieczny zamek na wzgórzu (6 euro). Wracaliśmy do Florencji przepięknymi przełęczami z widokami na dolinę rzeki Arno, i jak na razie, te okolice wydały mi się bardziej malownicze niż pagórki regionu Chianti (no nie wiem, czy to nie jest bluźnierstwo).
A teraz przygoda. Zwykle przyrządzamy posiłki  sami, ale po ostatniej wycieczce postanowiliśmy przetestować hotelowego kucharza. Stolik pięknie nakryty przy basenie, kelner mówił głównie po włosku i pokazując co dostaniemy łapał się za różne części ciała. Myślę, że na widok naszych zamówień Magdzie Gessler wyprostowałyby się loki. W tym wszystkim najbardziej zadziwił mnie mój mąż który wzbił się na szczyty dyplomacji. Na pytanie kelnera, czy wszystko w porządku usiłując wbić nóż w zwęglone zwłoki na talerzu z ujmującym uśmiechem odpowiedział, że O.K. W innej kulturze kucharz musiałby złożyć publiczną samokrytykę a potem popełnić hara-kiri. Ale we Włoszech pewnie gotować będzie dalej.
Kończymy pobyt w sercu Toskanii i jutro wyruszamy nad morze. Nie ma tam internetu, więc nie wiem czy relacje będą na bieżąco. Zobaczymy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz