Dzisiaj dzień
leniuchowania i nareszcie jest czas na wrażenia z wycieczek. Tak
więc niedzielę spędziliśmy we Florencji. Z pobliskiego Tavarnelle
kursuje autobus do miasta, niestety w święta rano jest tylko jeden
kurs 7.35. Trochę wcześnie, ale daliśmy radę. Powrót 18.20,
musiało wystarczyć. Na autobus zdecydowaliśmy się dlatego, że
wszystkie źródła odradzały próbę parkowania w mieście. Mogę
tylko powiedzieć, że po 8 rano były wolne miejsca na parkingu
podziemnym przy dworcu kolejowym, praktycznie więc można było
dojechać samochodem tam, gdzie turystów dowożą autobusy lub pociąg
czyli blisko starego centrum. Być może były to nieco przesadzone
ostrzeżenia. Autokar kosztuje 6.60 euro w obie strony od osoby,
parkowanie nie mniej niż euro za godzinę. Jazda trwała około 40
min.
Uwielbiam zwiedzać duże
miasta w niedzielę, bo nie ma tego zgiełku dnia powszedniego. Samo
miasto robi wrażenie. W niedzielę na ulicach dominują turyści ale
w rozsądnych ilościach, tak że mamy ujęcia prawie pustych ulic.
Plac z katedrą, dzwonnicą i baptysterium przepiękny. W słońcu
mienią się kolorowe marmury i drzwi z brązu, wzrok przyciągają
detale rzeźb i płaskorzeźb. Przepych i ogrom bogactwa jest tak
przytłaczający, że oszołomiony turysta chaotycznie próbuje
uwiecznić swoje odczucia. Dobrze robi odpoczynek na ławeczce lub
schodach, żeby uporządkować wrażenia, nacieszyć się widokiem i
zaplanować ujęcia. Polecam baptysterium z błyszczącymi mozaikami
na kopule i wejście na dzwonnicę (414 schodów). Panorama całego
miasta rekompensuje trud wspinaczki. Przed wejściem na schody są
ostrzeżenia dla osób z problemami sercowymi a przy dzwonnicy stała
karetka, nie wiem tylko czemu neonatologiczna. Miejscowi handlarze w
razie zbliżania się policji opanowali do perfekcji zbieranie towaru
z ziemi w ciągu paru sekund (niezmiennie robi to na mnie duże
wrażenie).
We Florencji zwiedziliśmy
jeszcze Kaplice Medyceuszy i kościół Św. Krzyża (,,Włoski
Panteon”). Spacerowaliśmy po Placu Santa Maria Novella, Placu
della Signoria, Starym Moście zabudowanym maleńkimi sklepami
jubilerskimi, dotarliśmy do Belwederu i Ogrodów Boboli z basenem
Neptuna. Jak na jeden dzień to całkiem sporo. Nie planowaliśmy
wejść do muzeów, bo to nie na jednodniową wycieczkę. Miałam
nadzieję zobaczyć kolekcję rzeźb Michała Anioła ze słynnym
posągiem Dawida, ale zaskoczyła nas kolejka do kas Akademii –
próbowaliśmy zaraz rano około godziny 9, szło bardzo powoli i
poddaliśmy się po godzinie. Uwagi praktyczne – w Kaplicach
Medyceuszy nie wolno fotografować ani filmować, w Baptysterium i
Kościele Św. Krzyża tak (oczywiście no flesh). I kilka uwag na
koniec. Rozumiem, ze Florencja nie może być tak przyjazna cenowo
jak np. Lizbona (tam przy każdym płaceniu rachunku planowałam
przeprowadzkę do Portugalii), nie może być nawet jak w Madrycie
czy Barcelonie ale koszty zwiedzania chyba przekraczają granice
zdrowego rozsądku. Średnie ceny biletów to 10 euro, niby są to bilety łączone, ale nic z tego nie wynika. Łączone są zwykle zabytki wokół jednego placu, czy chcesz wejść do wszystkich atrakcji czy do jednej ta sama cena. Zwiedzając wszystko co oferuje jedno miejsce praktycznie nie jesteś w stanie jednego dnia zobaczyć nic więcej. Łykałam więc pokornie wszystkie ceny, ale cierpliwość straciłam przy Ogrodach Boboli. Chcieliśmy tylko pospacerować wśród zieleni i to też 10 euro. Oczywiście były w tej cenie jeszcze jakieś muzea w ogrodach, ale nie mieliśmy na to czasu. W historii moich podróży był to jedyny park w mieście do którego trzeba było kupować bilety. Swoistym hitem była możliwość skorzystania z tarasu widokowego w Belwederze (po dość uciążliwej wspinaczce) za jedyne 6 euro!!! Ale miasto piękne choć wszystkie atrakcje nie na każdą kieszeń.
A tak na koniec, to jeśli KTOŚ czyta mój blog, to niech podleje kaktusa w moim gabinecie, bo w tym tygodniu mu się należy. Dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz