wtorek, 7 sierpnia 2018

Nepal 2017 - 11 listopada (Tengboche, Namcze Bazar)

Rano w pokoju 2°C, ale wszyscy mieliśmy wrażenie, że zrobiło się cieplej. Wstałam o szóstej rano co pozwoliło na zrealizowanie skromnej, ale jednak, porannej toalety. Wykorzystałam tę niewielka ilość wody w rurach, która nie zamarzła. Kiedy obudziło się całe piętro krany już były suche. Ciepła jadalnia i smaczne  śniadanie to dobry początek dnia.
Pierwszy etap podróży to zejście 500 m w dół, co zajęło nam jakieś 50 minut. Potem już wolniej schodziliśmy z wysokości podziwiając jesień na stokach gór. Pojawiły się już kolory jak w naszych Beskidach, a nad tym wszystkim górowały ośnieżone szczyty Himalajów oczywiście w promieniach słońca. Już od kilku dni postanowiłam na trasie pozdrawiać wędrowców polskim "dzień dobry". Jak się okazało za zdawkowym "hello" zaskakująco często kryli się rodacy.
Podsumowanie trasy z Tengboche do Namcze Bazar: 8,5 km zajęło nam niecałe 5 godzin, zejść 850 m , podejść 448 m.
Ze średnim zachwytem ponownie powitaliśmy obskurny hotel Hill-Ten, chociaż ciepły prysznic bardzo nas ucieszył. Niespodziewanie natknęliśmy się na trójkę naszych kolegów wracających  z Island Peak - wszyscy stanęli na szczycie! Byłam taka dumna, jakbym to ja sama zdobyła tę górę. Na lunch wybraliśmy fajną knajpkę serwującą dość urozmaicone dania, które jakoś wyglądały i smakowały. Nie chcieliśmy wracać do naszego hotelu, więc prawie całe popołudnie spędziliśmy w tym sympatycznym lokaliku popijając espresso z kawy Illy (najprawdziwsze!), potem zieloną herbatkę i oglądając wyświetlany tam film o logistyce zdobywania Everestu współcześnie. Muszę powiedzieć, że po przeczytaniu książek Kukuczki i Rutkiewicz było to dla mnie pewne objawienie. Nie byłam świadoma stopnia komercjalizacji tego przedsięwzięcia.
Jako że nasz program był o jeden dzień krótszy niż reszty grupy w planie mieliśmy zaczekać na nich właśnie w Namcze Bazar.  Ale nikt z nas nie chciał spędzić dwóch noclegów  w Hill-Tenie, więc resztę wieczoru knuliśmy plany, jak namówić przewodnika do wyjścia rano i podzielenia odcinka do Lukli na dwa dni z noclegiem w Phakding, jak podczas wchodzenia. Po przymusowej kolacji w hotelu byliśmy coraz bardziej zdeterminowani, aby zrealizować nasz scenariusz.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz