sobota, 30 czerwca 2018

Nepal 2017 - 10 listopada (Tengboche, Pheriche)

Rano w pokoju 2°C. Toalety przy pokojach cieszyły, niestety sposób ich działania dawał lekki smrodek. Za to w jadalni nawet rano grzała koza co znacznie uprzyjemniło śniadanko. Ciepła herbatka z miętą i ciepła bułeczka z czekoladą - duża frajda. Słońce ogrzewało całą dolinę, wiatr przed południem jakby mniejszy. Szlak początkowo biegł wzdłuż rzeki, co po zejściu z gór stanowiło miłą odmianę. Powoli schodziliśmy z wysokości nieustannie podziwiając kolejne masywy górskie. Po ponad czterech godzinach dotarliśmy do Tengboche, co oznaczało, że zatoczyliśmy koło i połączyliśmy się z drogą przebytą przy wchodzeniu. Poprzednio tylko zaliczyliśmy w klasztorze liturgię buddyjską, bo w hotelu nie było miejsca dla tak licznej grupy. Teraz dla naszej czwórki udało się załatwić nocleg naprzeciwko klasztoru. Pomimo pewnych mankamentów: toalety na korytarzach, prysznic tylko na zewnątrz, rano woda w kranach zamarznięta odebraliśmy to miejsce bardzo pozytywnie. Przede wszystkim bajkowe położenie, jak mówił przewodnik wystarczy w pokoju odsłonić firanki i można do woli robić zdjęcia. Wnętrze hotelu pięknie wykończone w drewnie, duży wybór potraw no i cudowna kawa z ekspresu. Wieczorna kolacja w barwnym towarzystwie wielu nacji, ale podział zasadniczo był jeden: na tych co szli w górę i tych co schodzili. Tych ostatnich łatwo było rozszyfrować po różnych odmianach i natężeniach kaszlu. Wieczorem w pokoju 2°C.
Trasa 9,7 km zajęła nam 4,5 godz., zejścia 667 m, podejść 303 m.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz