czwartek, 19 grudnia 2019

Etiopia 2019 - 10 października (droga do Bahyr Dar)

W pokoju ciepło. Noc niestety kiepska z powodu całonocnych modłów i śpiewów. Ten dzień w całości przeznaczony był na podróż. Poznaliśmy Tariku - naszego kierowcę i opiekuna oraz auto, którym będziemy poruszać się po Etiopii. Samochód wzbudził spore obawy o komfort jazdy, bo naszym zdaniem nie nadawał się dla pięciu osób z dużymi bagażami. Kierowca uspakajał, że będzie dobrze, ale nie było. Jedna osoba siedziała obok kierowcy (trafiło się mnie, co oznaczało ratunek dla mojej choroby lokomocyjnej), w drugim rzędzie mogły siedzieć tylko dwie osoby, bo dla tylu osób było miejsce na nogi. Dwa siedzenia w trzecim rzędzie były rozkładane, ale niestety z powodu braku możliwości przesunięcia środkowych foteli do przodu pasażerowie z tyłu podróżowali praktycznie z kolanami pod brodą. Trochę słabo jak na wyprawę za ponad 3 tys. euro. Można zaakceptować taki komfort jazdy jeśli czas przejazdu nie jest długi, ale przed nami było do pokonania 500 km. No cóż, alternatywy nie mieliśmy żadnej, więc duże torby zamocowano na dachu, mniejsze plecaki wepchnięto za siedzenia i ruszyliśmy. Wiele czytałam o fatalnych drogach w Etiopii, tymczasem przejazd do Bahyr Dar w większości odbyliśmy drogą asfaltową, miejscami nieco zniszczoną, ale w sumie wyszło całkiem nieźle. Były krótkie przerwy: kawa, punkt widokowy, lunch. Pogoda na podróż świetna, cały czas mogliśmy podziwiać żyzne tereny Nilu Błękitnego. 
Po godzinie 18 zameldowaliśmy się w hotelu. Na powitanie były róże i tradycyjna kawa. Pokoje nowoczesne, z dużym tarasem. Dania na wieczór wybraliśmy wcześniej z karty, jednak kolacja całkowicie nas zaskoczyła, bo posiłki nie bardzo przypominały zamówione jedzenie. Zupy jakieś białe, niesmaczne, główne dania też dziwne, na pewno nie były z grilla, zresztą wszystko niezależnie od zamówienia wyglądało tak samo. Za to wino Rift Valley całkiem, całkiem...










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz