sobota, 24 lutego 2024

Indonezja 2023 - 25 czerwca (Park Narodowy Komodo)

Po wyłączeniu generatora zrobiło się cicho i chociaż temperatura jak na noc trochę wysoka to spało się nieźle. Pobudka o 3.15 - serio, nie żartuję. Ten dzień zaczęliśmy od krótkiego transportu łódeczką na wyspę Padar, położoną pomiędzy wyspami Komodo i Rinca w archipelagu Komodo. Tam wysadzono nas na pomoście i razem z innymi turystami ciemną nocą ruszyliśmy w górę. Całkiem wygodna trasa, momentami po kamiennych schodach, doprowadziła nas do punktu widokowego (około pół godziny). Każdy poszukał sobie miejsca do obserwacji i tak zakotwiczeni czekaliśmy na wschód słońca (który to już na tej wyprawie!), tym razem na Oceanie Indyjskim. Było bardzo przyjemnie i oczekiwanie nam się nie dłużyło, turyści cały czas dobijali, ale my już mieliśmy dobre miejscówki. Widoki nas nie zawiodły, fotki wyszły pięknie, chociaż o samotnych ujęciach nie ma co marzyć. Nikogo to jednak nie powinno zniechęcić bo miejsce zaczarowane.

Śniadanko na łodzi. Potem wysadzono nas na wyspie Komodo i tam spacerowaliśmy z lokalnymi przewodnikami w poszukiwaniu waranów. Trasa ciekawa, okazy trafiły się dwa czy trzy, ale widzieliśmy też nory w których chowają się nocą czy jamy do których składają jaja. Po wykluciu młode osobniki żyją na drzewach. Dopiero po czterech latach od urodzenia warany zaczynają życie na lądzie, a pełną dojrzałość osiągają po około dziesięciu latach, żyć zaś mogą nawet ponad 50 lat (taka ciekawostka!). Trasa zwiedzania kończy się między stoiskami z lokalną twórczością. Figurki i magnesy bardzo kiepskiej jakości, za to maski fajne, zakupiłam jedną, wisi na kominku i nadal mi się podoba.

Po zwiedzaniu  nagroda - odpoczynek na słynnej różowej plaży w południowej części wyspy obmytej przez morze Flores. Pink Beach zawdzięcza różowy odcień małym kawałkom czerwonych koralowców, zmiażdżonych przez morskie fale i zmieszanych z ziarnami piasku. Nie jest to plaża w żaden sposób zagospodarowana, chociaż z takiego jakby szałasu można było kupić wodę kokosową, oczywiście do picia bezpośrednio z młodych kokosów (najpopularniejszy drink w Indonezji). Czas na tej plaży wykorzystałam na snorkeling, pierwszy od 2014 roku (wtedy byliśmy po Kilimandżaro na Zanzibarze). Morze było przejrzyste i spokojne a malownicza rafa koralowa przypominająca niesamowity podwodny ogród z mnóstwem mieniących się wszystkimi kolorami tęczy mieszkańcami po prostu zapierała dech w piersiach. Ten podwodny świat zachwycił mnie chyba bardziej niż na Zanzibarze a może po prostu tamto wspomnienie wyblakło.

Po obiedzie serwowanym na statku podpłynęliśmy do kolejnego miejsca wybranego na snorkeling. Do morza schodziliśmy bezpośrednio z łódki. Były to już godziny popołudniowe, niebo bardziej zachmurzone więc przejrzystość wody mniejsza i wszystko jakby mniej kolorowe. Za to zdarzyło nam się pływać w towarzystwie dużych żółwi morskich - ale jazda! 

Kolacja na statku przy cudownym zachodzie słońca w pobliżu niewielkiej wioski usytuowanej na małej wysepce. Oczywiście padła propozycja pobudki o 3 rano na kolejny wschód słońca ale chyba wszyscy czuli się już absolutnie usatysfakcjonowani ilością obejrzanych wschodów i zachodów słońca w Indonezji. Noc spokojna, bez pracujących w pobliżu agregatów, choć trochę łódek w okolicy było.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz